Piłka jest okrągła a bramki są dwie.

>> Strona główna

SYLWETKA

>> Dziecięce lata
>> Grać? Nie grać?
>> Powojenne lata
>> Trener Orłów
>> Nowe Wyzwania
>> Czasy wielkich zmian
>> Ambasador futbolu
>> Ostatni mecz

POSCRIPTUM

>> Wydarzenia
>> im. Kazimierza Górskiego
>> Księgarnia
>> Linki

W NASZYCH OCZACH

>> Fotografie

>> Wywiady
>> Artykuły

>> Księga gości

>> Kontakt

 


Pan Kazimierz wszech czasów

środa, 24 maja 2006

Odszedł. Trener tysiąclecia, papież polskiego futbolu. Wielu jeszcze tytułów się doczekał, ale i nikt więcej dla polskiej piłki nie zrobił, niż On. Kazimierz Górski. Dziś wspominamy go w anegdocie. Pozostanie w naszych sercach przez swoje nieocenione dokonania, ale także dzięki swym słynnym powiedzeniom.

MOŻE TO JAKAŚ WOLA BOSKA, ŻE TAK ZWARIOWAŁEM NA PUNKCIE PIŁKI...

- Podchodzi zakapior z mordem wymalowanym na twarzy, cały w tatuażach. I w te słowa:
- Panie trenerze, chciałbym uścisnąć szanowną rękę. Jak pana zespół odnosił sukcesy na olimpiadach i mistrzostwach świata, ja 15-letni wyrok we Wronkach kiwałem.
Górski pyta:
- A jak pan się nazywasz?
- We Wronkach wołali na mnie Cycek.
- No to, panie Cycku, bardzo proszę. Niech pan już więcej nie kiwa, niech pan lepiej na mecze chodzi.

Jerzy Piekarzewski, Polonia Warszawa:

- W Zambrowie na środku miasta wjechaliśmy samochodem w tłum ludzi wychodzących z jakiejś uroczystości. Zobaczyli na tylnym siedzeniu Kazia i mówią:
- Albo do nas wyjdzie, albo przewrócimy samochód na dach.
Zaczęli kołysać. Kazio wyszedł, to go zaciągnęli do restauracji. Właściciel knajpy powiedział, że wmuruje tablicę upamiętniającą jego wizytę".

PIŁKA JEST OKRĄGŁA, A BRAMKI SĄ DWIE.

Michał Listkiewicz, Prezes PZPN:

- Stanęliśmy na obiad w Sierpcu i zbiegł się dziki tłum po autografy, ale trener poprosił, żeby najpierw dali mu zjeść. Na straży stanęło na ochotnika paru lekko zawianych, których strach byłoby spotkać w ciemnej ulicy.Nagle gdzieś znikli. Wracają z wielkim bukietem kwiatów, z których sterczą korzenie z ziemią. I w te słowa: "Panie Kaziu, nie stać nas na kupne kwiaty. Ale dla naszego ukochanego trenera wyrwaliśmy sprzed samego prezydium Rady Narodowej. Najlepsze, jakie były!". A pan Kazimierz na to: "Panowie, w tył zwrot i zakopać mi to z powrotem, bo jeszcze będą kłopoty".

IM DŁUŻEJ MY PRZY PIŁCE, TYM KRÓCEJ ONI.

- Wiele razy bywaliśmy na spotkaniach w więzieniach. Raz w Warszawie na Służewcu podchodzi niemłody już więzień i mówi, że ma jeszcze 15 lat do odsiedzenia, ale czy jak wyjdzie, pan Kazimierz nie pomógłby mu załapać się do jakiejś drużyny. A Górski na to: "To jest mój telefon. Jak pan wyjdziesz, coś dla pana wykombinujemy". Po roku przyszedł list od wychowawcy więziennego. Pisał, że ten twardy kryminalista przestał grypsować, zadbał o siebie, stał się wzorem do naśladowania. Bo co dzień powtarza, że jak wyjdzie z więzienia, pan Górski pomoże mu znów grać w piłkę.

MECZ MOŻNA WYGRAĆ, PRZEGRAĆ ALBO ZREMISOWAĆ.

- Pan Kazimierz nie tylko nigdy nie miał samochodu, ale nawet nie zrobił prawa jazdy. Jak był prezesem PZPN, jeździł do pracy autobusem 125. Raz przyjeżdża rozbawiony i opowiada, że stał sobie z tyłu, ale trzy panie w "wieku trolejbusowym" rozpoznały go i na cały głos mówią: "O, zobaczcie, to ten znany trener Górski. Pewnie się upił i mu prawo jazdy zabrali".

W PIŁCE NIE WYGRYWAJĄ PIENIĄDZE, BO GDYBY TAK BYŁO, TO MISTRZEM ŚWIATA BYŁABY ARABIA SAUDYJSKA.

- Pan Kazimierz miał w notesie rozkład jazdy i przez całe lata kończył pracę słowami: "Przepraszam, muszę iść, bo za dwie minuty mam autobus spod SPATIF-u". Trener jest niezwykle punktualny. Jak zdarzało mi się spóźnić dwie czy trzy minuty, zawsze witał mnie słowami: "No, panie Misiu, nawalanka". To jego ulubione słowo.

TAK SIĘ GRA, JAK PRZECIWNIK POZWALA.

Janusz Zaorski, reżyser:

- W 1975 z Romanem Kłosowskim spotkaliśmy w pociągu pana Kazimierza. Też nie miał miejsca, ale konduktor zaprosił nas do przedziału służbowego. I jak na dobrego pracownika PKP przystało, na widok wielkiego trenera od razu wyciągnął butelkę wódki. Tak się poznaliśmy. Mogłem mu wtedy opowiedzieć, jak rok wcześniej kręciłem "Awans" według książki Redlińskiego w Kazimierzu nad Wisłą. Akurat trwały "Dni Kazimierza Dolnego". Zrobiliśmy dowcip i na transparencie przy wjeździe zamalowaliśmy "Dolny", dopisując "Górski". Ale było nam mało. Udaliśmy się całą ekipą do władz miejskich z petycją, że chcemy zmienić nazwę miasta z Kazimierz Dolny na Kazimierz Górski. Z pokerowymi twarzami, żadnych głupich uśmiechów. Podlaliśmy wszystko urzędową nowomową, że to oddolna inicjatywa mas w reakcji na sukcesy polskiej jedenastki, że społeczeństwo PRL czeka. Urzędnik zbaraniał, ale sprawę potraktował ze śmiertelną powagą. Na sztywnych nogach petycję przyjął, obiecał przekazać wyżej i dać odpowiedź.

Andrzej Zientara, kolega z boiska:

- Trener do tego stopnia nie dba o własne sprawy, że nawet na pierwszą randkę z przyszłą żoną umówił się... przez kolegów.
- Koszarował w barakach na Łazienkowskiej, a pani Maria z Czerniakowa często się tamtędy przechadzała. Kazio strasznie był nieśmiały. Wysłał więc pani Marii delegację złożoną z trzech piłkarzy, którzy jej oznajmili, że jeden zawodnik chciałby ją zaprosić na kawę.

WSZYSTKO JEST MOŻLIWE, DOPÓKI PIŁKA W GRZE.

Płk Edward Potorejko, były szef CWKS Legia Warszawa:

- W 1948 roku Górski zamieszkał ze świeżo poślubioną żoną w kawalerce z przeciekającym dachem. Miesiąc miodowy, a im woda leje się prosto do łóżka. Przesuwali to łóżko z kąta w kąt, podstawiali miednice i garnki. Górskiemu przez myśl nie przeszło prosić o nowe mieszkanie.

GDYBY LICZYŁA SIĘ TYLKO FORSA, O MISTRZOSTWO ŚWIATA WALCZYŁYBY PEWNIE ARABIA SAUDYJSKA Z KUWEJTEM.

Andrzej Lepper, Samoobrona:

- Przy pierwszym spotkaniu opowiedziałem Górskiemu, że jak Domarski strzelił gola na Wembley, z kolegą z technikum rolniczego chwyciliśmy z radości za nogi stołu i... roztrzaskaliśmy żyrandol.

W PIŁCE NOŻNEJ WYGRYWA TEN, KTO STRZELI JEDNĄ BRAMKĘ WIĘCEJ.

Jan Nowicki, aktor:

- W ubiegłym roku, w lipcu, w mojej rodzinnej miejscowości Kowal koło Włocławka stadion otrzymał imię Kazimierza Górskiego. Oczywiście z tej okazji został zaproszony trener Górski. Przybył mocno spóźniony, chudziutki nieogolony, ale powitała go burza braw. Po chwili wyjaśnił, że właśnie uciekł ze szpitala bo nie mógł zawieść ludzi, którzy na niego czekają.

Jan Tomaszewski, bramarz drużyny Trenera:

- Kiedyś podczas naszego miesięcznego tournée po USA dr Janusz Garlicki miał ze sobą dość staroświecki składany parasol. Wszyscy się z niego śmialiśmy. Raz, że był zupełnie niepotrzebny podczas wysokich temperatur, jakie były za oceanem, dwa - że dziwnie wyglądał na tle amerykańskich automatycznych. Pewnego razu założyłem się z nim. W holu lotniska położyliśmy na podłodze monetę dolarową i jego parasol. Jeżeli ktoś by podniósł dolara, to doktor miał wyrzucić swój parasol, a jeżeli zostałby zabrany parasol, to ja miałem kupić Garlickiemu nowy. Pierwsza osoba zupełnie nie zareagowała na leżące rzeczy, ale druga wzięła dolara. Dr Garlicki zachował się honorowo i wyrzucił parasol do kosza.

JAK ZAPRASZAJĄ, TO JADĘ.

- Na jednym ze zgrupowań w Warszawie wpadaliśmy kilkuosobową grupą do lokalu Zorza. Kupowaliśmy kawę, herbatę, ciastka, lody. Zawsze jedna osoba zgłaszała się do płacenia. Za każdym razem płacił kto inny, ale jeden z zawodników Wisły zawsze w decydującym momencie wychodził do toalety albo szukał drobnych pod stołem. Ostatniego dnia specjalnie zamawialiśmy najdroższe rzeczy, a na koniec graliśmy w marynarza o to, kto ma płacić. Wypadło na krakusa. Zdenerwował się, krzycząc: "K...a! Wiedziałem, że na mnie trafi". Nie wiedział jednak, że specjalnie tak liczyłem, aby trafiło na niego.

SKORO JEST TAK DOBRZE, TO DLACZEGO JEST TAK ŹLE?

- Jak się przebywało ze sobą 200 dni w roku, to siłą rzeczy trzeba było sobie robić kawały. Szczególnie często wkładaliśmy zapałki i wykałaczki do jabłek, zwłaszcza Jackowi Gmochowi. Ja kiedyś przywiozłem do domu w walizce wielką cegłę. Na porządku dziennym było odkręcanie solniczek. Największymi kawalarzami w ekipie Kazimierza Górskiego byli Kazimierz Deyna i Adam Musiał. Górski zawsze powtarzał, że jest czas pracy i czas relaksu. I trzeba było wiedzieć, kiedy, z kim, gdzie i na ile można sobie pozwolić.

ZDROWIE? ZDROWIE JUŻ BYŁO.

ŻEGNAJ, TRENERZE!

joemonster.org

 
Projekt graficzny Positive Design Przemysław Półtorak.
Opieka Krzysztof Baryła.
Wszelkie prawa zastrzeżone 2007 r.